czwartek, 8 lutego 2018

5/52/2018/ "Mężczyzna, który gonił swój cień" David Lagercrantz


Tytuł:"Mężczyzna, który gonił swój cień"
Seria: Millennium tom 5
Autor: David Lagercrantz
Ilość stron: 424 str.
Wydawnictwo: Czarna owca

Gdy w 2015 roku stanęłam przed ogromnym plakatem, zwiastującym kontynuacje trylogii "Millennium" Stiega Larssona, zaniemówiłam z wrażenia. Była to nie lada gratka, dla wielbicieli Lisabeth Salander oraz Mikeal'a Blomkvista.

Wyzwanie jakie podjął David Lagercrantz, aby napisać kontynuację, zostało w świecie czytelniczym uznane za kontrowersyjne. Książka "Co nas, nie zabije" 4 tom trylogii Millennium, została okrzyknięta bestsellerem w 2015 roku, przez amerykański magazyn "Esquire". Tym bardziej zachęciło mnie to do sięgnięcia po ów nowe dzieło literackie.

Teraz przyszedł czas na kolejne przygody Lisabeth i Mikeal'a w "Mężczyzna, który gonił swój cień". Jednakże, za nim o niej cokolwiek napiszę, muszę odświeżyć sobie pamięć, co działo się poprzednio. Bez powtórki, ani rusz do przodu. Bo w lekturze "Mężczyzna, który..." przeplają się niektóre wątki oraz bohaterowie z poprzedniej części. Chcąc nie chcąc, musiałam wrocić do poprzedniego tomu.

Co prawda David Lagercrantz, daje nam szczątkowe przypomnienie poprzednego utworu powieściowego. Dlatego czytelnik sięgając dopiero po najnowszą powieść, a pomijając "Co nas nie zabije", może być zdezorientowany. Dlatego polecam, przeczytać poprzednią pozycję Lagercrantz'a.

"Mężczyzna, który gonił swój cień" trochę na początku mnie znudził. Bo wydawać się może, że podczas gdy Larsson nadał powieści aurę tajemniczości, a bohaterom charakteru i charyzmy, to zaś Lagercrantz kompletnie zapomniał o mrocznym klimacie i skupił się na nowych, drugoplanowych postaciach. Co dało się odczuć już w poprzedniej części. Sama postać Salander była bezpłciowa i pozbawiona przysłowiowego pazura. Larsson długo pracował nad tą postacią, czego jesteśmy świadkiem, gdy czytamy trzy pierwsze tomy. Zaś Blomkvist w powieści Davida gra pierwsze skrzypce. To on prowadzi śledztwo i przyjmuje incjatywę odnalezienia zbrodniarzy.


"Lisabeth Salander, dziewczyna, która igrała z ogniem, nigdy w pełni nie odkryła, kto stoi za koszmarej jej dzieciństwa. Gdy Holger Palmgern opowiada jej o starych dokumentach, Lisabeth czuje, że nareszcie ma szansę poznać całą prawdę o machinie, która zniszczyła jej rodzinę. Jednak im bliżej jest rozwiązania tajemnicy, tym większe grozi jej niebezpieczeństwo. Wraz z Mikaelem Blokvistem dotrze tam, gdzie szaleństwo naukowca i brutalne nadużycie władzy splotły się w jedno. Nie wszyscy wyjdą z tego cało..." 

Miałam mieszane uczucia czytając książkę, gdyż przed oczami miałam bohaterów, których stworzył sam mistrz Larsson. Ciężko mi było się przebić w czytaniu, gdzie główni bohaterowie sagi "Millennium" są zapomnieni, lub sciągnięci na drugi plan. Mam wrażenie, że autor momentami zapominał o czym pisze i skupia się kompletnie na czym innym. W pierwszej części: Dźihadyści, Islam i nagle w drugiej części przechodzimy do giełdy papierów wartoścowych i genetyki. A na końcu skupiamy się na "Skandalu bliźniaków" . W między czasie wspominamy siostrę Lisabeth - Camill. 

Według mnie autor, postanowił stworzyć całkiem inną trylogię, odbiegającą od pierwowzoru "Millenium". Nie dziwię mu się, ponieważ ciężko jest kontynuować coś, co jest tak doskonale stworzone. Czas zatem zapomnieć o przeszłości i patrzeć w przyszłość. Czas skupić się na tym co tu i teraz. Trylogia powinna zostać szybko zakończona przez Lagercrantz'a. Zaś on sam powinnien skupić się na nowym projekcie. Bo inaczej fani Salander i Blomkvista, będą ciągle patrzeć na książkę przez pryzmat szwedzkiego mistrza Stiega Larssona.

Daję jeszcze jedną szansę autorowi na fantastyczne zakończenie kroniki. Myślę, że potencjał był wielki, ale wykonanie dość słabe. Zdecydowanie lepiej czytało mi się "Co nas, nie zabije". Byłam pełna ekscytacji nad książką. A teraz po lekturze najnowszej pozycji Lagercrantz'a, emocje opadły i pozostał niesmak.


Podsumowując, książka na początku  ciągnie się jak spagetthi na widelcu. Można powiedzieć, że skupiamy się na zupełnie odmiennym wątku kryminalnym. Nie prędzej niż w połowie książki mamy to szczęście, że czytamy o Salander i Blomkviscie. Dopiero tam akcja nabiera rozpędu i nie można oderwać się od czytania. Już trzecia część powieści pokazuje nam pełen obraz sytuacji i zagmatmania. Poznajemy prawdziwe cele bohaterów i skutki nadużycia władz szwedzkich. Moim skromnym zdaniem dzieło zasługuje na szansę w odbiorze czytelniczym, gdyż powinniśmy wyzbyć się z pamięci dzieł Larssona i przejść do powieści Davida jako do nowej twórczości autorskiej. Myślę również, że po jakimś czasie jeszcze raz wrócę do książki, gdyż przed nami jeszcze jedna i ostatnia część sagi "Millennium".



11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Skoro tak mówisz to ci wierzę😉 ja niestety nie mogłam przejść obojętnie pozdrawiam i bardzo dziękuje za komentarz 😘

      Usuń
  2. Ja niestety po trylogii Larssona nie potrafię się przemóc, by sięgnąć po dopiski innego autora. Jak dla mnie rola Lisbeth i Mikaela skończyły się na trzecim tomie. ;)

    Od razu lepiej się czyta, fajnie, że robisz przerwy w swojej recenzji. ;) Ładnie by jeszcze wyglądało, żeby tekst był wyjustowany, a czcionka była jedna - tak graficznie ładniej wygląda, ale to tylko moje luźne propozycje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za podpowiedź jest to dlamnie bardzo ważne 😘

      Usuń
  3. Ja też musiałam dowiedzieć się, co dalej z Salander i Blomkvistem, tym bardziej, że Sieg Larsson już nic nigdy nie napisze. Na dodatek zobaczyłam kiedyś w "Dzień dobry TVN" niesamowity wywiad z Davidem Lagercrantzem i to mnie przekonało, że facet jest świetny! Dawno nie widziałam kogoś z takim dystansem do siebie! Po prostu polubiłam go, więc przeczytałam 2 kolejne tomy i mogę się czepiać, że w pierwszej części "Co nas nie zabije.." było za dużo zawiłości matematyczno-informatycznych, za dużo "kretów", organizacji itp... Natomiast w "Mężczyźnie, który gonił swój cień" siostra bliźniaczka kompletnie mi tu jakoś nie pasowała ale czytało mi się całkiem fajnie i nie mogę powiedzieć, że to był zmarnowany czas i pieniądz. A przy okazji ja też założyłam swojego bloga (chyba w tym samych czasie) - i z tego co widzę, to tylko dla siebie bo jak na razie, to nie ma tam żadnego "ruchu". Może coś źle robię, może nie potrafię, może ...??? Póki co zapraszam (https://fargula.blogspot.com), jak nie to i tak dalej będę coś tam skrobać czy się to komuś podoba czy nie, dla mnie to forma "terapii"??? Życzę powodzenia w kolejnych wpisach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za miłe słowa, swojego bloga traktuje również jako "terapię". Oczywiście zajrze na twojego bloga, mogę podpowiedzieć ci to i owo jeszcze raz bardzo dziękuje😘😘

      Usuń
  4. Trylogia Larssona była jedną z lepszych jakie czytałam. Wspaniałe postaci, intrygi i te liczba stron przez które czytelnik się przedzierał jak traper w dżungli. Kontynuacje już straciły to coś co cechowało cykl właściwy.. Nie mają tej głębi, często wydaje mi się że ktoś je pisał na szybkiego. Niemniej jednak i im daję szansę, z różnym skutkiem :)O
    Blog dodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie
    Pozdrawiam

    czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trylogia "Millennium" to było moje pierwsze spotkanie z kryminałem, bardzo udane. Pokochałam Larssona, a przedewszystkim Lisabeth i Blomkvista, chyba najbardziej wyraźiści bohaterowie jakich kiedykolwiek czytałam. Lagercrantz stworzył niestety swojich bohaterów, może chciał się wyróżnić i przestać być w cieniu. Nie wiem, ale jedno jest pewne to już nie było to, powieść może jest dobra, fabuła może przykówa uwagę, ale bohaterowie totalnie zapomnieni co boli niezmiernie 🙁 pozdrawiam i napewno zajrze na twój blog i zostawie po sobie ślad 😘😘

      Usuń
  5. Nie jestem pewna czy już miałam do czynienia z książkami tego autora, ale jeśli tak to nie utkwiły mi w głowie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam wszystkie części Millenium, natomiast ta jeszcze przede mną. Tak jak wspominasz, będę musiała przypomnieć sobie zapewne poprzednią - ale może już z recenzji. Lagercranz nie zrobił na minie takiego wrażenia, jak Larsson :)

    Pozdrawiam
    kasiaiksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Larsson jest jedynym pisarzem " Millennium" i nic tego nie zmieni. Ale żeby polubić książki Lagercrantza trzeba niestety odciąć się od Larssona

      Usuń